barbara-grzesiak-hdr

Historia Grzesiak

Na co dzień dba o rodzinę, dom i ogród. Jest żoną, mama trójki dorosłych dzieci i bardzo młoda babcią dwójki wnucząt. Weekendy poświęca na rozwój osobisty, a wieczory na pasjonująca lekturę książek opartych na faktach.

Pani Basiu, cieszymy się, że jest Pani tutaj z nami. Chętnie usłyszymy, jak zaczęły się Pani problemy ze słuchem.

Problemy ze słuchem zaczęły się parę lat temu. Pierwsze badanie zrobiłam w 2014 roku, natomiast dużo wcześniej łapałam się na tym, że gubię pojedyncze słowa. Na początku prosiłam, żeby powtórzyć mi to, co do mnie mówią, gdyż nie rozumiałam kontekstu wypowiedzi. Później zaczęłam czytać z ruchu warg i czego nie usłyszałam, to sobie „dopatrzyłam”. Było to bardzo męczące.

Ile czasu zajęło, zanim zdecydowała się Pani coś z tym zrobić?

Wydaje mi się, że dwa lata.

Co Panią powstrzymywało?

Nie wiem, co mnie powstrzymywało. Może po prostu brak czasu, żeby zająć się sobą. Jakoś sobie z tym radziłam. Załatwiałam wszystkie sprawy z prowadzeniem domu i z opieką nad córką. Mój mąż cały czas pracował. W pewnym momencie jednak zaczęło mi to bardzo przeszkadzać i męczyć.

I co się wydarzyło?

Nie wiem, czy był jakiś moment przełomowy, gdyż trwało to jakiś czas. Coraz rzadziej wychodziłam do sąsiadów na kawę. Zaczęłam unikać znajomych. Źle się czułam z tym, że nie umiałam odpowiednio reagować jak ktoś ze mną rozmawiał. To bolało. Stwierdziłam, że pójdę się przebadać z samej ciekawości, czy faktycznie coś się dzieje z moim słuchem, czy po prostu w mojej głowie coś jest nie tak. Tak trafiłam do Audiofonu.

W jaki sposób trafiła Pani do naszej firmy?

Zobaczyłam szyld: „Aparaty słuchowe, Badanie słuchu”. Pomyślałam, że to coś dla mnie i tak się zaczęło. Na pierwszym badaniu stwierdzono, że mam słuch jak kobieta po 70-tce. To dało mi do myślenia, bo jednak do 70-tki, to mi trochę daleko (śmiech). Pojawiła się myśl: co będzie jak będę miała 70 lat? Wiedziałam, że to się będzie pogarszać.

Ile czasu upłynęło od tej wizyty w gabinecie Audiofon do momentu zakupu aparatów słuchowych?

Po pierwszej wizycie wszystko przebiegło szybko. Powiem szczerze, że dziewczyny u nas w punkcie są tak zorganizowane, że ja niewiele miałam do roboty. Poza badaniem słuchu, pomogły mi w załatwieniu formalności w NFZ. Zaczęło się od tego, że założyły mi aparaty na próbę, które wypożyczyłam na dwa tygodnie. Przez te dwa tygodnie, to, co się działo… to mnie przekonało. W pewnych sytuacjach nie mogłam się po prostu odnaleźć. Szczęście mieszało się z takim, nie wiem… Zaczęłam dostrzegać takie malutkie detale, które do tej pory gdzieś umykały przez ten niedosłuch.

Jakie odczucia Pani towarzyszyły przy pierwszym założeniu aparatów?

Przerażał mnie mój głos - to co słyszałam, jak mówiłam - ale można było to wyregulować. Pamiętam, że jak wracałam samochodem, słyszałam kierunkowskaz, to klikanie. W domu – jak woda kapie z kranu. Do tej pory musiał lecieć mocny strumień, żebym wiedziała, że coś się dzieje. Czajnik, jak piszczał, gdy się woda gotowała, którego wcześniej nie słyszałam. Trudno to opisać. Widzi Pani, co się dzieje… (ocieranie łez)

„Pamiętam, że jak wracałam samochodem słyszałam, kierunkowskaz, to klikanie. W domu – jak woda kapie z kranu. Do tej pory musiał lecieć mocny strumień, żebym wiedziała, że coś się dzieje. Czajnik, jak piszczał, gdy się woda gotowała, którego wcześniej nie słyszałam. Trudno to opisać. Widzi Pani co się dzieje… (ocieranie łez)”

Barbara Grzesiak

 

Widzę, że towarzyszą temu emocje i to jest całkowicie zrozumiałe. Rozumiem, że Pani życie się odmieniło?

Oj tak, bardzo.

Jak zareagowała rodzina, mąż, znajomi?

Rodzina do końca nie dowierzała, że mam problem. Czasami było to bardzo przykre, gdyż nie czułam wsparcia. Szczerze mówiąc, ignorowali, że coś się dzieje i że trzeba coś z tym zrobić. Były sytuacje, które naprawdę mogły dać im do myślenia, że ja jednak nie udaję. A tak czasami się śmiali, na przykład syn: ”O, jak mamie mówię, że potrzebuję kasy, to nie słyszy.” Niektórzy znajomi do tej pory nie mają pojęcia, że nie słyszę. Jedni drugich na przykład dopytują: ”Czy nasza Basia nosi aparaty?”

Czyli zdarza się, że pomimo Pani krótkiej fryzury, inni nie dostrzegają Pani aparatów słuchowych?

Tak, zdarza się. Na początku jednak wstydziłam się, że noszę aparaty.

Czyli taka zaściankowość jeszcze czasami się wkrada?

Tak. Ja nazywam to wprost - zacofanie i brak zrozumienia. Doszukują się, że np. mam córkę chorą i okazuje się jeszcze, że mam niedosłuch. Niektórzy już spekulują, że pewnie kombinuję na rentę.

Ludzie bywają okrutni

To jest okrucieństwo i zarazem zazdrość. Mimo sytuacji, którą mam w życiu, inni nie dostrzegają minusów, tych trudnych momentów i problemów. Widzą wyłącznie to, co dzięki temu mogę uzyskać. To boli, ale trzeba się nauczyć nie zwracać na to uwagi i nie bazować na tym, co ludzie powiedzą.

Jak Pani sobie radzi z pielęgnacją aparatów słuchowych? Czy jest to trudne, czy może właśnie łatwe?

Raczej łatwe. Nie dość, że zajmuję się pielęgnacją swoich aparatów, to jeszcze dbam o aparaty mojej teściowej.

Co by Pani powiedziała osobom, które mają problemy ze słuchem i - tak jak Pani na początku - odwlekają decyzję o zakupie aparatów słuchowych czy zbadaniu słuchu?

Powiedziałabym, żeby nie popełniali błędów, które ja popełniłam. Pewnie mój słuch byłby dzisiaj w lepszej kondycji, gdybym wcześniej założyła aparaty. Wiem, że trudno jest się przełamać. Czasami nawet trudno sobie wytłumaczyć, dlaczego tak ciężko się przełamać. Namawiałabym, żeby po prostu nie zwlekali i nawet z ciekawości poszli do punktu na badanie. Choćby na chwilę założyli aparaty słuchowe, tam na miejscu, gdyż od razu można odczuć tę różnicę w rozmowie, a następnie pomyśleć, czy bezpłatnie wypożyczyć aparaty, aby je przetestować. Naprawdę szkoda upływającego czasu. Jak się żyje w takim dyskomforcie i po założeniu aparatów odczuwa się ten komfort, to dopiero wtedy dociera do człowieka: szkoda, że tak późno, że nie wcześniej. Nawet moja teściowa, która cierpi na niedosłuch naprawdę długo, dopiero teraz, gdy założyła aparaty w lutym tego roku… to Boże, „świeczki w oczach”, mało się nie rozpłakała, bo była taka szczęśliwa. Wcześniej nie mogliśmy jej namówić, „bo po co mi to”, mówiła.


„Pewnie mój słuch byłby dzisiaj w lepszej kondycji, gdybym wcześniej założyła aparaty. Wiem, że trudno jest się przełamać. Czasami nawet trudno sobie wytłumaczyć, dlaczego tak ciężko się przełamać. Namawiałabym, żeby po prostu nie zwlekali i nawet z ciekawości poszli do punktu na badanie.”

Barbara Grzesik

W jaki sposób się przekonała?

Dzięki mnie, bo ja miałam aparaty. W domu zobaczyła, że np. zapytałam: "Słyszała mama jak czajnik piszczy?" Usłyszałam odpowiedź: "Nie słyszę". Odpowiedziałam tylko: "A ja słyszę". Teściowa wtedy zapytała, czy nie pojechałybyśmy na te badania i pojechałyśmy.

Z Pani słów wynika, że ogromną rolę odgrywa wsparcie i to, że ktoś inny da nam czasem impuls do działania.

Tak. Chociaż powiem, że teściowa była zaparta. Na jakiś czas odpuściłam, a później wróciłyśmy do tematu.

 

Wspomniała Pani, że jest zadowolona z naszej firmy. Czy jest coś, co moglibyśmy zmienić?

Nie przychodzi mi nic do głowy. Prawda jest taka, że te aparaty nie są tanie, ale na to nie mamy wpływu. Trzeba sobie jednak jakoś radzić. Wiem, że niektórzy biorą jeden aparat słuchowy, bo wyjdzie taniej, natomiast takie działanie nie ma sensu.

Pani od razu założyła, że będą to dwa aparaty słuchowe?

Tak, bo mam ubytek słuchu. Nie miałam dylematu. Teraz, to jest taki fajny gadżet. Do niedawna miałam niby krótką fryzurę, ale zawsze mówiłam swojej fryzjerce, żeby boczki trochę zakrywała. A teraz dojrzałam do tego, aby ucho było całkowicie odkryte. Nie przejmuję się tym, co ktoś powie. Nawet jak powie, czy zapyta, to go uświadomię.

rozmawiała
Anna Rutkowska


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.