
Jest bardzo ciepłą i rodzinną osobą, szczęśliwą żoną i mamą dwójki dzieci. Od 20 lat prowadzi biuro rachunkowe spełniając się w tym co robi. Pani Ania inwestuje w swój rozwój osobisty, dzięki któremu otworzyła się jeszcze bardziej na świat i ludzi wokół. Jest trenerem mentalnym i z radością pomaga innym osobom. Bardzo lubi podróżować, tańczyć, jeździć na nartach i poznawać nowych ludzi, a także gotować. Największym szczęściem jest dla niej świadomość, że ludzie w jej obecności czują się dobrze.
Audiofon: Dziękuję bardzo, że zdecydowała się Pani opowiedzieć swoją historię i zostać ambasadorem firmy Audiofon. Dla nas ważne jest, aby niedosłuch nie był czymś, czego należy się wstydzić, a w Pani formularzu jest informacja, że chce Pani pomagać osobom z niedosłuchem w zaakceptowaniu siebie. Dlaczego?
Anna Paź: Bo od akceptacji wszystko się zaczyna. Otrzymanie informacji o tym, że mamy niedosłuch, to bardzo trudny moment – czujemy się, jak byśmy byli inni niż reszta, a z reguły chcemy być tacy, jak wszyscy… U mnie też tak było, pojawiło się dużo emocji, bardzo trudnych emocji i wstyd, nieakceptowanie siebie. To się niestety przekłada na całe nasze życie, na nasze otoczenie, na nas samych. Więc gdy stajemy wobec prawdy o sobie, i ją zaakceptujemy, że tak po prostu jest, to zaczynamy myśleć „co ja mogę w tej sytuacji dla siebie zrobić”? I to jest punkt startowy.
A: Czy trudno było Pani zaakceptować swój niedosłuch?
AP: „Zaakceptuj siebie” to takie proste słowa - a jak tego dokonać, jeśli nie do końca rozumiemy co nam się przytrafiło i skąd się wzięło. Nie da się powiedzieć sobie „ok, powinnam akceptować siebie, teraz już tak będzie”. Nie da się też wielu naszych przekonań obejść, zależy to też, jakie mamy relacje z otoczeniem, czy ono nas wspiera, i jaką mamy pracę. Mierzyłam się właśnie z takim problemem, że chce się być takim, jak wszyscy i to właśnie był powód, dla którego żyłam wiele lat z niedosłuchem bez aparatów, a oczywiście słuch się w tym czasie pogarszał. Nie miałam nawet świadomości, że naprawdę mam problem - wydawało mi się, że to otoczenie czasem za cicho mówi, a ze mną jest wszystko w porządku. Ale kiedy były sytuacje, że odpowiedziałam nie na temat lub pytałam o coś bez związku, i to zaczęło się powtarzać, to dało mi to do myślenia. Gdy córka lub mąż mówili z odległości, odpowiadałam: „mówcie głośniej”, a oni „no przecież mówimy normalnie”. Wtedy zauważyłam, że coś chyba jest nie tak i skierowałam się na profesjonalne badania do Kajetan, żeby sprawdzić, co mi właściwie jest. Tam pani zaprosiła mnie na badanie, a po chwili wchodzi i krzyczy na mnie, dlaczego ja nie naciskam przycisku? A ja po prostu nie słyszałam tych impulsów, bo miałam niedosłuch. Często niedosłyszenie kojarzy nam się tylko ze starszymi osobami, myślimy, że w procesie starzenia normalne jest, że słuch nam się zmienia. A jednak wcale tak nie jest, bo dużo młodych osób też się zmaga z tym problemem - nawet patrząc na mnie – miałam zaledwie 35 lat. Pani badająca słuch chyba nie dowierzała, że młoda osoba już ma taki problem. Wtedy ostatecznie zrozumiałam, że jednak mam niedosłuch. Oczywiście w moim przypadku było tak, że słyszałam dźwięki, ale nie rozumiałam słów, niskich rejestrów. Gdy ktoś mówił cicho, też miałam problem ze zrozumieniem.
To się przekładało na pracę, na rodzinę, na wszystko tak naprawdę. Przez niedosłuch zaczęłam się źle czuć psychicznie i postanowiłam, że muszę coś z tym zrobić. Sugerowano mi aparaty słuchowe, więc poszłam do jakiegoś punktu w Warszawie i wypożyczyłam je na próbę. Cały dzień chodziłam w aparacie i to była jedna wielka tragedia - słyszałam wszystko ze zdwojoną siłą i myślałam, że głowa mi na koniec dnia wybuchnie. Bo dźwięk to nie tylko mowa, ale też jazda autem, tramwaje, a nawet nasze kroki - to było straszne. A gdy weszłam do sklepu i sprzedawczyni zauważyła aparat, od razu zaczęła do mnie krzyczeć. To był chyba najgorszy moment mojego życia. Wróciłam do punktu protetycznego, żeby zwrócić aparat. Pani powiedziała, że nie ma dla mnie żadnej innej opcji, ale że mam lekko uszkodzony słuch, więc nie muszę niczego operacyjnie naprawiać, ani zmieniać.
Zastanawiałam się, jakie będzie moje życie, jak długo jeszcze będę słyszeć. Nie widziałam dla siebie żadnego rozwiązania. Na tamten moment otrzymałam złą pomoc, bardzo złą pomoc, i kolejnych 5 lat męczyłam się, a słuch nadal się pogarszał.
Odsunęłam się od ludzi, bo nie chciałam męczyć otoczenia prosząc kilka razy o powtórzenie i wiedząc, jaki to wywołuje dyskomfort. Po prostu rezygnowałam z wielu rzeczy, a w pracy, w czasie spotkań, tak siadałam, żeby móc coś usłyszeć. To była wielka gimnastyka i chyba byłam w tym mistrzynią, bo nikt w pracy nie zorientował się, że gorzej słyszę, więc mogłabym sobie medal przyznać.
A: To musiało być bardzo trudne. A co pomogło Pani zaakceptować niedosłuch u siebie?
AP: Nie byłam bardzo ciężkim przypadkiem, nie, bo cały czas tak sobie organizowałam życie, żeby żyć z niedosłuchem, ale gdy zaczęła się pandemia i wszyscy założyli maseczki, to już wiedziałam, że zderzyłam się ze ścianą, że doszłam do takiego momentu, w którym nie widzę dla siebie rozwiązania, że tego nie przeskoczę - muszę to zaakceptować i iść po aparat. To właśnie był ten moment, gdy postawiłam wszystko na jedną kartę i wszystko mi było wtedy jedno, bo jak miałam chociażby zrobić zakupy, gdy nie mogłam się z nikim porozumieć, a musiałam je zrobić?
Wtedy właśnie udałam się do Audiofonu w Legionowie. Pomyślałam – „trudno, zobaczymy co będzie po raz kolejny z tym aparatem” i trafiłam tam na panią Paulinę. Tak mi cudownie zrobiła badanie i dobrała aparat, tak to wszystko dobrze zorganizowała, że dla mnie to była inna bajka niż to, co przeżyłam wcześniej. Jakoś to wszystko się samo zadziało, że wiedziałam, że muszę nosić aparat. A całe to „zaopiekowanie” spowodowało, że wyszłam na ulicę i mówię do siebie „boże, ja słyszę jak inni i mogę normalnie funkcjonować”. Poczułam się dosłownie jak królowa życia. Widocznie konieczne było to zderzenie ze ścianą - mówi się, że trzeba dotknąć dna, żeby się od niego odbić. Dla mnie tym dnem była pandemia i maseczki.
A: Widzę wciąż duże emocje, gdy Pani o tym opowiada
AP: Tak, bo to zmieniło moje życie. Zrobiłam sobie zdjęcie z aparatem i zamieściłam je w przestrzeni internetowej, bo wiedziałam, że mogę i już umiem zaakceptować aparaty. Pomyślałam, że wiele osób się z tym problemem zmaga i faktycznie tak było - dziewczyny z całej Polski do mnie pisały, że tak odważne zdjęcie itd., więc postanowiłam, że muszę coś więcej z tym zrobić. Zaczęłam się edukować - skończyłam Akademię trenerów mentalnych, która uczy roli trenera i w ogóle emocji, a dodatkowo spotykam ludzi, którzy podchodzą do mnie, bo widzą, że mam aparat, i mówią „ja tak zmagam się z tym niedosłuchem i ciężko mi jest założyć aparaty, co ja mam zrobić?”
A: I co im Pani wtedy mówi?
AP: Mówię „mną się zaopiekował Audiofon”. A oni „ale gdzie, proszę mi polecić jakąś osobę”, więc dzwonię do pani Paulinki i mówię: „poleć mi kogoś, bo osoba mieszka tu i tu, gdzie może się zgłosić?”. No i w ten sposób odsyłam ludzi, żeby zrobili pierwszy krok. Po prostu nie ma innego wyjścia.
A: Wierzą, że skoro Pani się udało, to im też się uda?
AP: Dosłownie, bo ludzie też mają wiele historii i my trochę jesteśmy wizytówką, że da się. Da się u pięknej kobiety i u starszej ode mnie, więc to ważna rada. Mnie też życie prowadzi, coś jest po coś i tak u mnie właśnie było po założeniu aparatu. Już chyba pół roku go miałam, gdy pojechałam na warsztaty kobiece. Siedzimy sobie wieczorem przy ognisku, żeby każda opowiedziała swoją historię. Opowiadam o tym aparacie, a dziewczyna z naprzeciwka zaczyna strasznie płakać. Mówi, że nie słyszy na jedno ucho, miała aparat, ale była wyśmiewana i powiedziała sobie, że nigdy więcej go nie założy. Mówi „patrzę na ciebie i ty jesteś po prostu szczęśliwa, więc wiem, że muszę coś z tym zrobić”. Myślę sobie - boże, to jest największa radość, kiedy możemy komuś dać nadzieję, że zawsze jest jakieś rozwiązanie. Bo każdy chce być szczęśliwy, a nie wstydzić się i chować po kątach.
A: Daje to Pani radość, że zainspirowała Pani kogoś?
AP: Oczywiście, bo kocham ludzi i lubię poznawać ich historie. Każdy człowiek jest inny i czasem czyjeś słowo, zdanie, zostaje z nami, więc pomagajmy sobie, wspierajmy się. Wszyscy na tej planecie jesteśmy tu tylko na chwilę, ale jesteśmy tu po coś, więc zróbmy coś. Zawsze możemy dać coś komuś, podzielić się czymś, a przez to uszczęśliwiamy samych siebie.
A: Wspomniała Pani, że jest Pani teraz trenerem. A co jeszcze robi Pani zawodowo?
AP: Mam swoje biuro rachunkowe od 20 lat, swój zespół. Przyszedł taki moment, że w duszy mi grały też inne rzeczy i przy okazji tego aparatu otworzyłam się właśnie na rozwój osobisty, który pomógł mi poukładać samą siebie. Bo we wszystkim od siebie zaczynamy, by dalej przekazywać to ludziom.
A: Czyli założenie aparatów wpłynęło na zmianę Pani życia?
AP: Bezwzględnie. Nie poszłabym na studia, gdybym nie słyszała, a teraz po prostu wciąż się edukuję. Z aparatem przyszła też pewność siebie, a gdy jest akceptacja siebie, to robimy rzeczy, których kiedyś nie mieliśmy odwagi robić, np. nurkowanie z moją córką.
A: Chciałabym zapytać o Pani hobby, zainteresowania, czy są jeszcze jakieś, poza Pani rozwojem mentalnym w roli trenera?
AP: Jest we mnie teraz większa świadomość życia, takie zadbanie o siebie, otwarcie się na ludzi, ale też na odżywianie, sport, ruszanie się. Żeby żyć i robić to, co nam sprawia radość. Wstaję rano i po prostu cieszę się, że to jest kolejny dzień mojego życia. Mogę sobie zrobić herbatkę, którą lubię, albo kawkę, uśmiechnąć się do pani w sklepie i to powoduje, że jest radość w człowieku. Mam też rodzinę, dzieci, więc im też czas chcę poświęcić, bo młodzież bardzo potrzebuje nas, rodziców. Będą pamiętać, co mówiliśmy, jak się zachowywaliśmy. Głęboko w to wierzę.
A: A jak aparaty Pani w tym pomagają?
AP: W komunikacji, bo słyszę, gdy z nimi rozmawiam, a nie pytam „co mówisz, powtórz proszę?”, bo to powodowało zniechęcenie. Teraz komunikacja przebiega bez przeszkód.
A: A w jakich sytuacjach posiadanie aparatów słuchowych przydaje się najbardziej?
AP: W każdej sytuacji, bo rozmowa to jest to, w czym cały czas się wymieniamy z innymi. Cudowne jest to, że aparaty są sparowane z telefonem i nie muszę zakładać słuchawek, żeby słuchać podcastów – słyszę je w aparatach. Nie muszę też telefonu trzymać przy uchu. To taki dodatkowy aspekt, który bardzo mi odpowiada. Aparaty mają także funkcje dodatkowe, nie tylko wspomaganie słyszenia. Ogólnie wcale nie mam poczucia, że je mam, zresztą tak naprawdę zupełnie ich nie widać. To było naprawdę wow od początku. Technologicznie ten aparat jest przecudowny. Żeby film obejrzeć nie potrzebuję słuchawek i wszystko sobie z telefonu słucham. To było dla mnie odkryciem, że mogę sobie programy przełączać, np. gdy jestem w hałasie lub nie. Gdy pani Paulina o tych funkcjach opowiadała, to pomyślałam „po prostu wow, no wow”, że to jest tak zrobione i nie kojarzy się z ciężkim ślimakiem na uchu, który nas uwiera. Ja nie czuję tych aparatów, więc jest tak, jakbym normalnie słyszała bez nich.
A: A jak się Pani czuła po tej pierwszej próbie z aparatem dawno temu, gdy nie było sukcesu?
AP: Przyjęłam to jako oczywistą oczywistość, że z aparatami tak jest. Nie sprawdziłam tego w innym miejscu. Ogromny strach pamiętam, że nie wiem jak będzie, czy ja będę jeszcze słyszeć, ale wiedziałam, że takiego aparatu nie będę nosić, po prostu.
A: Aż takie duże emocje?
AP: Płakałam cały wieczór, tak jakby moje życie za chwilę miało się skończyć. Od razu nasuwają się myśli, że ten świat taki ładny, a ja za chwilę przestanę tu być - to było straszne.
A: Rodzina wcześniej zauważała u Pani problem? Jak na to reagowali?
AP: Mam tak cudowne wsparcie w rodzinie -w mężu i dzieciach. Moja córka mówi „jestem dumna z ciebie, że takie rzeczy robisz”. Ja bardziej słyszę to, niż to, że coś ze mną jest nie tak.
A: Są duże emocje, ja też chyba zacznę płakać. Dobrze, że mamy chusteczki – proszę się „częstować”. Jeszcze o życie zawodowe zapytam - jak Pani myśli, czy da się efektywnie pracować nie słysząc?
AP: Zależy czym się zajmujemy - ja mam długoletnią współpracę z klientami i bardzo doceniamy siebie nawzajem jako ludzie. To pozwoliło, że mogłam tak długo funkcjonować nie słysząc - nikt mi nie zwrócił uwagi, nie zadawał pytań. A trudno to było godzić, bo są różne spotkania i gdy siedziało się przy dużym stole, to było dobrze, ale gdy ktoś siedział obok na kanapie, to już go niestety nie rozumiałam. Są też projekty i terminy, które musimy dokładnie określić, a nie że zamiast dwudziesty usłyszę trzydziesty - tak nie może być.
A: A gdzie byłaby Pani teraz, gdyby nie wróciła Pani do gabinetu protetycznego?
AP: Byłabym zamknięta od świata. Nie wiem czy dałabym radę wykonywać pracę zawodową, na pewno byłyby ogromne trudności. I w rodzinie mamy teraz siebie więcej - dzieci chcą mieć szczęśliwą mamę, która funkcjonuje, a nie boryka się z problemem - więc chyba na każdej płaszczyźnie byłoby mi strasznie trudno. Ciężko mi to sobie nawet wyobrazić.
Pani Paulina uświadomiła mi też, że im mniej bodźców do nas dociera, tym nasz mózg się bardziej uwstecznia. W Akademii Trenerów, którą skończyłam, dużo się dowiedziałam o budowie mózgu, jak przetwarzamy informacje. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo ograniczałam, uwsteczniałam się, bo mózg - jak mięsień, gdy nie pracuje, zanika. Gdy słyszymy, tworzą się ścieżki neuronalne i to utrzymuje mózg w dobrej kondycji.
A: Jakie znaczenie miała rola protetyka słuchu, relacja z panią Pauliną?
AP: To jest tak, że jak człowiek się sam poukłada, to przyciąga do siebie osoby, które są również przyjazne, i pani Paulina od samego początku taka była. Zawsze jest „dzień dobry” i uśmiech. Uwielbiam wchodzić do miejsc, gdzie mamy fajny kontakt i czas się miło spędza. Takimi osobami staram się otaczać i tak samo było tu. Po prostu cudowna osoba i zawsze sobie pogadamy, jest żart. Bardzo lubię panią Paulinę. .
A: Pamięta Pani może ile czasu minęło od wyniku badania wskazującego na niedosłuch do zakupu u pani Pauliny docelowego aparatu?
AP: Od badania do zakupu aparatu minęło 7 lat.
A: Więc patrząc z perspektywy czasu, co można by było zmienić, poprawić, żeby innych zainspirować?
AP: Jeżeli wiemy, że coś nam jest, to idźmy po pomoc. W tej chwili w Internecie jest mnóstwo porad i adresów punktów. Jeżeli widzimy, że już jest trudniej, idźmy do punktu po prostu. Tak jak pani Paulina mi wytłumaczyła - gdy mózg dostaje za mało bodźców, to głowa inaczej pracuje, a to przecież nasze zdrowie, i to się przekłada na wszystko, więc nie czekaj - po prostu idź.
A: Czy pamięta Pani swoją pierwszą wizytę w tym oddziale, jak ona przebiegła? Poza wytłumaczeniem badania w pełni?
AP: To wszystko przebiegło tak, jak powinno być. Zrobiłyśmy badanie i potem wypożyczenie aparatów – „Może Pani je sobie przetestować, na drugi dzień zobaczymy, jak będzie się Pani czuła”, a ja pomyślałam „o matko kochana, to aparaty z moim telefonem też można sparować?” Ja byłam tym wszystkim zaciekawiona, że to jest całkiem inna historia niż 5 lat wcześniej, więc wszystko naprawdę bardzo pozytywnie przebiegło na tej wizycie. Po prostu ważne jest to, że czujemy od was wsparcie i tego nie da się oszukać, więc z zaufaniem już wchodzimy w ten proces po prostu. A teraz słyszę to, co powinnam słyszeć, bo pani Paulina tak mi wyregulowała aparaty, żebym słyszała mowę, na czym mi najbardziej zależało, a nie żeby zwiększyć głośność wszystkich dźwięków, bo nie było takiej potrzeby. Na przykład trzaśnięcie drzwi samochodu, to jest dźwięk, który słyszałam, więc nie miałam potrzeby słyszeć tego głośniej. W ten sposób dostałam to, czego najbardziej potrzebowałam. Jestem zachwycona. Naprawdę całe dnie noszę ten aparat, bo na razie jestem czynna zawodowo, i już tak się do niego przyzwyczaiłam, że jest dla mnie niewyczuwalny. Jest mi z tym dobrze. Zresztą od razu tak się czułam. To była dla mnie taka radość, naprawdę miałam poczucie, że jestem królową życia - w cudzysłowie. I robię rzeczy, które mnie cieszą, a przez niedosłuch wycofałam się z życia.
A: A jak Pani radzi sobie z obsługą i pielęgnacją aparatu?
AP: To jest dla mnie niuans. Tak naprawdę dbam o osuszanie aparatu, mam te wszystkie kosmetyczne przybory - mam spray, który dezynfekuje, chusteczki - to jest wszystko, co tak naprawdę robię, bo trzeba aparat oczyszczać z wilgoci itd. Jeżeli to robimy regularnie, każdego dnia, to nie mamy żadnych problemów z aparatem.
A: A jakie są Pani ogólne spostrzeżenia związane z używaniem aparatów?
AP: Zaczęłam bardziej zauważać osoby, które mają aparaty, bo osoby w różnym wieku mogą się z tym zmagać. Krótko po zakupie właśnie wchodzę do salonu samochodowego, a tu piękna, młoda dziewczyna i też taki aparat jak ja ma, po prostu. Tak się uśmiecham, że jednak jest nas więcej, nie jestem sama i mimo, że to w sumie dla mnie bez znaczenia, ale jednak młode osoby, w różnym wieku, mogą mieć podobny problem. Nie widać tych aparatów tak na dobrą sprawę, jak się nie przypatrujemy. Nawet gdyby były bardziej widoczne, to też nie miało by znaczenia. To dzięki temu mogę cieszyć się życiem i to jest dla mnie najważniejsze. A jeżeli mam taką „wadę” w swoim zdrowiu, to fakt, że mogę mieć aparat, który pozwala mi funkcjonować jak zdrowa osoba, należy docenia, bo nie z każdą wadą czy schorzeniem można tak łatwo sobie poradzić. A tu się naprawdę da. A to, że ktoś zauważy…? Może też jest tak, że ludzie spojrzą, a za chwilę zajmują się swoim życiem i to jest bardziej w nas, że ktoś na nas patrzy, a czy to go interesuje, czy to ma wpływ na jego życie? Myślę, że żaden, bo jeżeli ktoś jest szczęśliwym człowiekiem, to zajmuje się swoimi sprawami, a tylko ci nieszczęśliwi gdzieś w kuluarach sobie komentują - to tyle i aż tyle.
A: A z jakich funkcji aparatu korzysta Pani najczęściej, które z nich są szczególnie przydatne?
AP: To, że nie muszę telefonu trzymać przy uchu, bo łączy się przez Bluetooth z moimi aparatami i cały czas, czy rozmawiam, czy siedzę sobie przy biurku w pracy - telefon leży, a ja sobie rozmawiam. Inni nie widzą moich aparatów i może trochę dziwnie to wygląda, ale to jest dla mnie mega wygodne przy słuchaniu podcastów czy czegokolwiek - gdy korzystam ze szkoleń lub oglądam film na netflixie w telefonie - to dla mnie jest przecudowne. Są programy, które przełączają się w zależności od sytuacji, jest aplikacja, która jest bardzo przejrzysta, np. gdy jestem w tłumie – mogę wybrać, czy aparaty mają bardziej mowę wzmocnić i tłum wyciszyć, czy chcę mieć komfort. Mogę to ustawić, jak chcę. Dla mnie technologicznie cudna sprawa. Nie obciążająca, bo jak się długo z kimś przez telefon rozmawia, to trzymanie telefonu przy uchu w pewnym momencie staje się już nieprzyjemne, a tutaj można godzinami rozmawiać. Cudowne jest też słuchanie muzyki w telefonie. Dla mnie technologicznie mega fajna rzecz, więc zapraszam do gabinetu, by samemu spróbować.
A: Co chciałaby Pani przekazać osobom, które słyszą gorzej, niż kiedyś?
AP: Niech się zbadają. Trzeba iść na badanie i określić poziom niedosłuchu. I potraktować to tak, że są też inne osoby, które mają taki sam problem. Nie jestem wyjątkowy na tej planecie, bo jesteśmy ludźmi, borykamy się z różnymi problemami i nie ma na co czekać. Trzeba iść i trafić na właściwe osoby, a wierzę, że w Audiofonie, są takie. Można sobie aparaty przetestować, nie trzeba się decydować od razu na zakup. Można ponosić sobie różnego rodzaju aparaty, zobaczyć, jak się w nich czujemy. Rozwiązań jest mnóstwo, tylko trzeba zrobić pierwszy krok. I nie trzeba nawet o tym informować całego świata, po prostu pójść i zrobić pierwszy krok. Życie jest tylko jedno i ono bardzo szybko ucieka. Szkoda tego czasu, bo z aparatami mamy zupełnie inną jakość życia, kiedy słyszymy w 100%, jak inni ludzie. Stajemy się znów otwarci, pewni siebie, realizujemy swoje plany, marzenia. A bez aparatów jest tak, jakbyśmy byli obok nich. Czasem mamy takie przekonanie, że jesteśmy pozostawieni sami sobie, a tak nie jest. Dzisiaj świat nie jest taki. Jest bardzo otwarty i technologicznie tak bardzo poszedł do przodu, że zawsze jest jakieś rozwiązanie.
A: Na co warto zwrócić uwagę przy wyborze aparatów?
AP: To jest troszkę tak, że cena odzwierciedla jakość. Nie ma tak naprawdę dużego dofinansowania do aparatów, więc musimy sobie realnie zdać sprawę, na co możemy sobie pozwolić. Są też różne ratalne rozwiązania i czasem jest tak, że na tzw. „głupoty” się traci 200-300 zł, a można by sobie na raty zakup rozłożyć. Dlatego cena ceną, ale też nasze podejście życiowe powinno się zmienić, że czasem warto zrezygnować z jakichś drobnostek, a jednak zainwestować w to, co ważne. Ani nie powinniśmy odkładać spraw na później, kiedy nie wiemy, jak nasza historia się potoczy, czy będzie praca, czy w przyszłości będzie można sobie na to pozwolić? Sytuacja może się zmienić, różne rzeczy mogą się po drodze przytrafić, więc teraz jest ta chwila.
A: A jest różnica w takim najprostszym aparacie, za najniższą kwotę? Czy testowała Pani taki aparat, czuła Pani różnicę?
AP: Tak, bo założyłam go, żeby mieć porównanie i także chyba wtedy, gdy pierwszy aparat miałam wypożyczony. To był raczej sprzęt z niższej półki, który spowodował, że nie chciałam go nosić. A przecież to jest nasze zdrowie, nasze życie, i nie ma większej wartości, dlatego warto zainwestować w coś, co naprawdę pomaga.
A: A w jaki sposób zachęciłaby Pani inne osoby do wizyty w naszych oddziałach?
AP: Jest cudowna atmosfera, jestem zachwycona, naprawdę. Aparat aparatem, ale właśnie życzliwością i serdecznością jestem zachwycona. Są tam życzliwi ludzie, którzy pomogą przejść przez cały proces. Bo potraficie nas przez to wszystko przeprowadzić. Takie zaopiekowanie się, otwartość z Państwa strony, zrozumienie i poczucie, że jestem jedną z wielu osób, a nie jakimś odludkiem, powoduje to, że łatwiej przez to wszystko przejść, a to jest bardzo ważne. Od was się to czuje. Dlatego trzeba iść i nie bać się.
A: To jeszcze opowiedzmy tę historię, Pani Aniu
AP: Zaczęłam Akademię trenerów mentalnych i tak się przedstawiamy w kółeczku, wszyscy po kolei. W taki sposób poznałam Sławka Podbornego, który pracuje w firmie Audiofon, a ja mam aparat z tej firmy i siłą rzeczy jakoś tak zaczęliśmy rozmawiać i myślę, że to było niewiarygodne spotkanie, dlatego wierzę, że wszystko, co nam jest dane, jest po coś i w jakimś celu, więc to był niezwykły zbieg okoliczności. Bardzo miło to wspominam i chyba dzięki tej relacji uwierzyłam, że mogę pomagać, po prostu. Dzięki temu też wiem, że tutaj są szkolenia i jest również wsparcie od strony mentalnej. To jest ogromna wartość, więc to wszystko tak jakby razem złożyło się w jedną całość.
A: Wpaniale, dzięki temu może Pani teraz być tu z nami i pomagać innym. Dziękuję bardzo za rozmowę!