Tadeusz Pogoda 1

Od sześciu lat na emeryturze, jednak nadal bardzo aktywny społecznie. Wcześniej przez 28 pełnił funkcję burmistrza Świecia, obecnie już drugą kadencję jest Radnym Sejmiku Województwa Kujawsko-Pomorskiego. Jego pasją jest sport, od kilku lat dużo czasu spędza na rowerze, rocznie pokonując ponad 6000 km. Dodatkowo gra w siatkówkę, zimą uprawia narciarstwo zjazdowe, a latem wędruje po górach.

AUDIOFON: Dziękuję, że zdecydował się Pan zostać ambasadorem firmy Audiofon i podzielić się swoją historią. Co o tym zdecydowało?

TADEUSZ POGODA: W rozmowie z panią Danką Rusin, jedną z protetyczek słuchu, które mnie obsługują, zaproponowano mi, bym został ambasadorem. Na początku nie wiedziałem z czym to się wiąże, ale stwierdziłem, że dlaczego nie? Jednym z powodów tej propozycji jest to, że jestem osobą rozpoznawalną w lokalnym środowisku. Pomyślałem, że skoro mogę pomóc ludziom, którzy do tej pory o aparatach nie słyszeli, nie są do nich przekonani, to jest to dobra okazja. Chciałem po prostu pomóc podjąć decyzję osobom, które zauważyły u siebie ubytek słuchu, czy też dyskomfort z tego tytułu, żeby w pierwszym rzędzie zgłosiły się na badanie słuchu, które jest bezpłatne, a potem sprawdziły te propozycje, które mogą im ułatwić życie, pomóc w lepszym słyszeniu otaczającego je świata. Bo bardzo istotne jest słyszeć osoby, z którymi się dzieli życie, w środowisku, gdzie się funkcjonuje, a przede wszystkim słyszeć otaczający nas świat. Jak Pani wie, byłem przez 28 lat burmistrzem i jestem osobą, która lubi działać na rzecz innych ludzi, stąd bez wahania zgodziłem się zostać ambasadorem Audiofon.

A: Bycie burmistrzem przez 28 lat to bardzo imponujące. Myślę, że to jest jakiś rekord w ogóle.

TP: W Polsce jeszcze rekord może nie, ale rzeczywiście niewielu nas takich było. Tym bardziej, że gdy zostałem wybrany, pracowałem – jestem inżynierem elektrykiem - w fabryce papieru, takiej dużej u nas w Świeciu. Nie chciałem tej funkcji, ale nie było kandydatów, a że byłem działaczem Solidarności, więc przyszli do mnie i przekonali mnie, że jeżeli się tego nie podejmę, to może być niedobrze, bo nie ma właściwego kandydata. Ja siebie również nie uważałem za właściwego, bo po prostu w zagadnieniach administracji publicznej, jako inżynier elektryk, nie miałem doświadczenia i bałem się, że nie dam sobie rady, ale poszło. Miało być 4 lata, a skończyło się na 28.

A: Naprawdę imponujący wynik. Panie Tadeuszu, obecnie jest Pan teoretycznie na emeryturze?

TP: Tak, blisko 7 lat jestem na emeryturze, ale w praktyce mam dużo aktywności. Gdy w wieku 68 lat przeszedłem na emeryturę, przekonali mnie, żebym kandydował na radnego naszego województwa kujawsko-pomorskiego. Jestem radnym już drugą kadencję, więc będę tę funkcję pełnił do siedemdziesiątego dziewiątego roku życia, bo to jest pięcioletnia kadencja. Moja aktywność w tym zakresie wymaga stałego kontaktu, więc chociażby z tego powodu muszę słyszeć. Na samym początku, gdy nie miałem aparatów słuchowych, a nagłośnienia u nas nie było specjalnie dobre, nie wszystko słyszałem, ale to się teraz zdecydowanie zmieniło. Obowiązki radnego to udział w posiedzeniach sesji, posiedzeniach komisji – a jestem w 3 komisjach - ale oprócz tego są jeszcze spotkania z różnymi środowiskami. Wskazane jest, żeby w nich czynnie uczestniczyć i w związku z tym lepszy kontakt słuchowy z otoczeniem jest bardzo ważny. Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, że miałem taki ubytek słuchu. Źle słyszałem, ale dopiero gdy mnie w lutym 2024 roku dopadła choroba - jakaś infekcja – czułem, że mam zatkane uszy i nie mogłem sobie z tym w żaden sposób poradzić. Zadzwoniłem do znajomego laryngologa, i gdy mnie zobaczył, od razu powiedział, że źle to widzi – „uszy są może i zaczerwienione, ale musimy najpierw słuch zbadać”. Poszedłem na dół do Audiofonu, bo gabinet lekarski był na drugim piętrze, a Audiofon na parterze, i faktycznie, z badania, z wykresów wyszło, że jest niedosłuch i trzeba jakieś działania podjąć. Od razu zaproponowano mi aparaty słuchowe na tygodniowy okres próbny, ale ja cały czas leczyłem tę infekcję. No i faktycznie, leczenie pomogło, a po leczeniu miałem kontrolne badanie słuchu. Okazało się, że jednak wskazane jest, aby zastosować aparaty, bo ubytek słuchu nadal był, mimo że infekcja została wyleczona. Stąd od marca 2024 jestem pacjentem Audiofonu.

A: Czyli pierwszym bodźcem do zainteresowania się słuchem był stan zapalny uszu. A czy wcześniej odczuwał Pan, że coś z Pana słyszeniem się dzieje?

TP: Chyba tak, ale często sobie tłumaczyłem to tak, że na pewno system nagłośnienia w sali posiedzeń sejmiku jest nie do końca skuteczny, bo inni też narzekali, że nie najlepiej słyszą, natomiast potem się okazało, że gdy wyleczyłem się i zakupiłem aparaty słuchowe, to w czasie sesji słyszałem lepiej. Czyli wniosek z tego jest taki, że część tej kiepskiej słyszalności wynikała być może z niedoskonałego systemu, ale w części również z mojego ubytku słuchu.

A: Być może więc część tych radnych również powinna zgłosić się na badanie słuchu? A tak na serio - czy były jeszcze jakieś sytuacje, w których zauważał Pan, że gorzej słyszy?

TP: Oczywiście, że tak. Jestem osobą wierzącą i praktykującą, więc chodzę do kościoła, a tam różnie z akustyką bywa, szczególnie w nowych kościołach, i przyznam się, że nie wszystko dobrze słyszałem. Teraz, mając te aparaty, wiem, że jest lepiej - mimo gorszej akustyki czy niewyraźnej wymowy, jest zdecydowanie lepiej. Ja po prostu myślałem, że to już mój PESEL zobowiązuje, a to nie do końca było prawdą.

A: Wrócę jeszcze do tego czasu przed aparatami, jak było na przykład w gronie rodziny, bliskich osób, z którymi jest Pan na co dzień, jak one reagowały?

TP: Faktem jest, że może bardziej byłem zajęty innymi sprawami, a nie tym, żeby zająć się swoim słuchem, bo od prawie 5 lat jestem wdowcem, ale 2 - 3 lata przed śmiercią moja żona mówiła mi „Ty chyba jesteś głuchy, bo nie słyszysz jak do ciebie mówię”. Takie sytuacje się powtarzały. Przyznam się, że zawsze sobie to tak tłumaczyłem, że żona chce mi dopiec, że takie rzeczy mówi. Przecież inni mi tego nie mówili. Ale ona nie miała oporów i teraz wiem, że żona czuła już, że mam jakiś defekt dotyczący słuchu i dlatego tak mówiła. W październiku będzie 5 lat jak odeszła, a już około 8 lat temu mi sygnalizowała, że jestem przygłuchy.

A: Czyli od momentu sygnalizowania do badania upłynęło 7-8 lat. A od badania do podjęcia decyzji o zakupie?

TP: To akurat był moment - gdy lekarz dał mi skierowanie na badanie, to poszedłem się zarejestrować i chyba po tygodniu był wyznaczony termin badania, z którego wyszło, że jest źle. Wtedy pani Barbara, tym razem nie Danuta, powiedziała, że jest możliwość na tydzień wypożyczyć aparaty i je sobie przetestować. Tak też się stało i od tego momentu wszystko poszło bardzo szybko - w 3 tygodnie miałem aparaty.

A: A gdy zostało wykonane badanie słuchu i wyszedł z nich niedosłuch, czy przypomina Pan sobie, jakie towarzyszyły Panu wtedy emocje?

TP: Widziałem wykres. Jak mi wytłumaczyli, na czym to polega, że linia powinna być płaska, a u mnie wyższe częstotliwości były słabo słyszalne, a ja jestem technokrata, inżynier elektryk, więc jak popatrzyłem na te wykresy, to potrafiłem sobie w jakiś sposób je zinterpretować i widziałem, że nie jest dobrze. Wtedy myślałem, że muszę, że chcę sobie pomóc. Zdecydowałem się na aparaty, a Panie protetyczki mi doradziły, jakie dla mojego ubytku będą najlepsze.

A: A gdy już założono Panu aparaty na uszy, to jakie były pierwsze wrażenia, odczucia?

TP: W domu, gdy chodziłem na przykład po drewnianej podłodze, to słyszałem skrzypienie, zamknąłem drzwi, a tu takie huknięcie było słychać, no naprawdę szok. Po prostu było słychać, jak chodzę po domu, jak zamykam drzwi, jak coś kładę, jak w ogóle funkcjonuję. Wszystko lepiej słyszałem, to na pewno.

A: A jak jest teraz, bo na początku wszystkie dźwięki były w pewnym sensie nowe?

TP: Oczywiście teraz się do tego przyzwyczaiłem, bo człowiek się przystosowuje do nowych warunków.

A: Były jeszcze jakieś dźwięki, które Pana zadziwiły, oprócz drzwi, chodzenia po podłodze?

TP: Nie, nie było.

A: Potem pewnie było wyjście na sesję? Jak pierwsze sesje przebiegały już w aparatach słuchowych?

TP: Nie, no dużo lepiej słyszałem, dużo lepiej i to nie ulega najmniejszej wątpliwości. W mojej rodzinie dowiedzieli się o aparatach, bo nigdy tego nie ukrywałem. Nie mam żadnego powodu, by się wstydzić, że noszę aparaty, tak więc wszystkim mówię, że mam aparaty, a oni mówią „nawet nie widać, nie widać”. Ja już zresztą tłumaczyłem, że zawsze byłem fanem długich włosów. Teraz oczywiście nie mam tak długich włosów jak Grzegorz Markowski, bo są za słabe, ale mimo to moja czupryna jakoś też potrafi maskować aparaty i ich rzeczywiście po prostu nie widać. Tak więc z tego powodu nie mam żadnego dyskomfortu i mówię o tym otwarcie, że poprawiam sobie słuch. To na pewno jest wielki plus, że takie urządzenia zostały wymyślone dla ludzi i ich lepszego funkcjonowania.

A: Jest Pan cały czas osobą aktywną zawodowo. A jak słyszy Pan na spotkaniach teraz, co jest Pana zdaniem największą różnicą?

TP: Słyszę i rozumiem, bo wcześniej, gdy czegoś nie dosłyszałem, to mogłem różnych rzeczy się domyślać. To jest rzecz najważniejsza, że dobrze słyszę, więc mogę swoją funkcję pełnić w sposób należyty. Nie są to już domysły, tylko autentyczne rzeczy i fakty, z którymi się zapoznaję i mierzę.

A: A jakie ma Pan hobby, zainteresowania?

TP: Przede wszystkim jestem wysportowany. Rokrocznie przejeżdżam na rowerze 6500 km. Mistrzem świata nie jestem, ale 6,5 tysiąca km na rowerze to jest moje drugie życie. Jeżdżę po szosie, na twardym rowerze, i staram się dawać z siebie wszystko - w chwili obecnej osiągam prędkość 30 km/h, czyli gdy dziennie robię 50 km, to pokonuję ten dystans w godzinę i 35 minut. Na razie w tym roku mam przejechane 1700 km, bo zimą kocham ciepło - chociaż jeżdżę też na nartach - ale kocham ciepło i gdybym wyjechał teraz w teren, to od razu byłbym chory. Kupiłem sobie jednak taki trenażer, wybieram w nim trasę i według niej kręcę sobie kilometry w domu, oglądając telewizję. A z racji tego, że mieszkam na północy Polski, gdzie nie ma śniegu, raz w roku jeżdżę na narty. W tym roku z synem i wnukiem na Słowacji spędziliśmy bardzo fajny tydzień. Chodzę też po górach, już nie w wysokie Tatry, ale inne. Te wysokie góry, po stronie słowackiej, czyli Gerlachy itp., mam już pozaliczane, więc teraz już takie mniejsze góry odwiedzam. Szczególnie zakochałem się w Bieszczadach, może dlatego, że jeszcze przed śmiercią moja żona tak bardzo lubiła ich klimat. To spowodowało, że zawsze chętnie tam wracam. Gdy dziś byłem poproszony, żeby sobie coś pozytywnego przypomnieć, to od razu pomyślałem o Bieszczadach i o tych szlakach na Małą Rawkę, na Tarnicę czy na Smerek, bo tam jest mniej ludzi. Oprócz tego, mimo swego wieku, chodzę w poniedziałki grać w siatkówkę, chociaż mam funkcję libera. To bardzo ważna funkcja, ale my gramy na amatorskim poziomie. Takie są te moje upodobania, trochę czasu mi to wszystko pochłania.

Moja funkcja radnego związana jest również z innymi sprawami, na przykład marszałek zaproponował, żeby docenić osoby doświadczone życiowo i wszystkie osoby, które kończą 100 lat, dostają medal od marszałka. Oczywiście tych osób jest sporo, a marszałek nie jest sam w stanie tego obsłużyć, więc my, radni, odwiedzamy te osoby. Z kolei w okresie świąt dla tych osób przygotowywane są prezenty, więc też się nas do ich przekazania wykorzystuje. Oprócz tego jesteśmy zapraszani przez różne środowiska, szczególnie samorządowe, na różnego rodzaju eventy i spotkania. To wszystko powoduje, że mając aparaty, lepiej jestem w stanie pełnić te funkcje. To mi bardzo pomaga - nie ulega najmniejszej wątpliwości, że dużo lepiej słyszę.

A: Wspomniał Pan, że dużo Pan podróżuje, jeździ do stulatków, czy zauważył Pan różnicę w kierowaniu autem przy dźwiękach, które są w samochodzie?

TP: Akurat jeżeli chodzi o prowadzenie samochodu, to nie, ale już kontakt z ludźmi, bo to są osoby starsze, które czasem niewyraźnie mówią, to zawsze, gdy mam aparaty,, kontakt jest dużo lepszy.

A: Jest Pan bardzo aktywny – rower, narty, wycieczki po górach, jak aparaty Pana wspierają w tych aktywnościach?

TP: Na rowerze nie korzystam z aparatów, bo boję się je zgubić. Miałem taką przygodę, co prawda niezwiązaną ze sportem, że krótko po zakupie aparatów, w trakcie kampanii wyborczej, wieszałem banery i gdy wróciłem do domu, zauważyłem, że nie mam jednego aparatu. Zgubiłem go i musiałem sobie dokupić drugi, więc 5000 złotych poszło z dymem, dlatego gdy pracuję w ogrodzie, to po prostu staram się nie korzystać z aparatów, żeby ich gdzieś nie zawieruszyć. Gdy byłem teraz na nartach, to aparaty mi pomagały, ale były pod kaskiem, więc bezpieczne. Ale rower i praca w ogrodzie - po prostu bez aparatów.

A: A jak zareagowali bliscy - Pana syn, wnuk, że zaczął Pan nosić aparaty?

TP: Dobrze zareagowali, mówili „dobrze Tato, że lepiej słyszysz”. Nikt się nie śmiał z tego, była tylko aprobata „jeśli Ci pomagają, to my się cieszymy”. Jeśli obcy ludzie nic nie mówią, to rodzina na pewno tym bardziej nie.

A: Rozumiem, że byli wsparciem.

TP: To była spora kwota, a przyznam się, że nikogo nie pytałem, czy mogę sobie te aparaty kupić. Żona już nie żyła od kilku lat, co prawda w tym samym mieście mieszkają moi synowie z rodziną, ale mamy swoje domy, a ja mieszkam sam. Ale nie spodziewałbym się reakcji typu „a po co Ci te aparaty itd.”.

A: A czy syn i wnuk przed tym, gdy założył Pan aparaty, zauważali, że coś się dzieje z Pana słuchem?

TP: Nie, nic nie mówili, tylko moja nieżyjąca żona zwracała mi uwagę, a ja wolałem wierzyć, że tylko przekomarza się ze mną.

A: Kobiety są mądre, wiedziała co mówi. Mam jeszcze pytanie, jak radzi Pan sobie z obsługą aparatów słuchowych?

TP: Dobrze - umiem wymienić filtr, wyczyścić, nic więcej nie trzeba, a jak potrzebuję pomocy, to idę do Audiofonu i tam mi pomagają, chociaż na razie aż tak często nie korzystałem z tej opcji.

A: Ile mniej więcej czasu dziennie zajmuje Panu pielęgnacja aparatów? Pytam, bo wiele osób, które jeszcze nie mają aparatów, mają takie wyobrażenie, że jest to czasochłonne, że będą musiały się jakoś szczególnie zajmować aparatami. Jak to naprawdę wygląda, ile to faktycznie czasu zajmuje?

TP: No może 5 minut dziennie, a może za mało na to poświęcam czasu? Raz na 2 tygodnie wymieniam filtr i codziennie aparaty wkładam na noc do ładowarki, żeby rano były gotowe do pracy.

A: Czyli krótko, sprawnie i bez problemu. A poza tym po to są przeglądy co trzy-cztery miesiące w gabinecie, żeby w porę wychwycić ewentualne nieprawidłowości w pielęgnacji.

TP: To w ogóle nie jest problem, nawet nie spodziewałem się takiego pytania.

A: A ja dziękuję bardzo za tę odpowiedź, bo myślę, że ta część osób, która ma obawy z tym związane, na pewno została uspokojona.

TP: Uważam, że byłaby to wręcz fanaberia, gdyby ktoś miał nie korzystać z aparatu, bo boi się, że za dużo czasu będzie poświęcał na jego czyszczenie czy ładowanie.

A: Różnie to bywa, Panie Tadeuszu. W takim razie mam jeszcze pytanie co było najtrudniejsze w wyborze aparatów?

TP: Nic nie było trudnego, przymierzyłem je oczywiście i na początku coś tam czułem, że jest jakieś obce ciało, ale szybko się do tego przyzwyczaiłem i powiedziałem „tak”. Nie było tutaj żadnego zastanawiania się.

A: A czy testował Pan jeden model aparatów, czy więcej?

TP: Jeden model, a stąd wniosek, że Panie dobrze mi go dobrały.

A: Czyli rozumiem też, że nie szukał Pan podobnych rozwiązań u konkurencji?

TP: Nie, w Geers na przykład, ale nie, choć taka mi się w telewizji pokazała reklama, bo oni są poważną konkurencją dla was.

A: Myślę, że zdrowa konkurencja to dobra rzecz w dzisiejszych czasach. A powie nam Pan, co najbardziej lubi Pan w swoich aparatach?

TP: To, że lepiej słyszę, to jest najważniejsze. Poza tym ja jestem technokratą, więc podoba mi się, że jest np. ładowalność.

A: A z jakich funkcji korzysta Pan w tych aparatach?

TP: Są 3 programy, ale najczęściej używam uniwersalnego. A gdy oglądam telewizję, to włączam program telewizyjny. Jak idę na jakiś event, gdzie jest tłum, to wtedy też przełączam na odpowiedni program.

A: Był Pan przez 28 lat burmistrzem – jako autorytet, który sam zmierzył się z niedosłuchem, co chciałby Pan przekazać osobom, które słyszą gorzej niż kiedyś, a nie badają słuchu?

TP: Przede wszystkim zaapelowałbym do tych osób, żeby zdecydowały się na zbadanie poziomu swojego niedosłuchu, bo to pozwoli im podjąć decyzję o ich przyszłości. Jeżeli się okaże, że jest jakiś defekt, ubytek słuchu, to w chwili obecnej są takie metody i technologie, że można szybko poprawić swoją sytuację życiową, co pozwoli im lepiej funkcjonować w otaczającym środowisku. W środowisku, w którym funkcjonują zawodowo, ale też w środowisku rodzinnym, bo gdy lepiej słyszymy, to i otaczający świat jest dla nas przyjaźniejszy, bo słyszymy, w jaki sposób świat reaguje. To na pewno jest wartość dodana i zachęcam wszystkich, żeby nie bali się badania słuchu i w oparciu o jego wynik podjęli mądrą decyzję, by dobrali takie rozwiązanie, żeby poprawić jakość swojego kontaktu ze światem, lepiej świat słyszeć.

A: A na co warto zwrócić uwagę przy wyborze aparatów słuchowych?

TP: Przede wszystkim słuchać protetyków słuchu, bo oni są fachowcami. Ja się w ogóle nie zastanawiałem. Te panie, które zajmują się tym w Świeciu, doradziły mi, który aparat byłby dla mnie najlepszy. No i ja z tym nie polemizowałem, bo skąd mógłbym się na tym znać. Nawet po okresie testu tygodniowego, to i tak przecież dużo mniej wiedziałem na temat aparatów niż osoby, które są doświadczone, mają z tym styczność od wielu lat, a przede wszystkim to jest ich zawód. A ja jestem inżynierem.

A: Dziękuję bardzo - piękna odpowiedź. Dokładnie tak samo myślę, że w gabinetach pracują specjaliści, którzy wiedzą, w jaki sposób dobrać odpowiednie aparaty i Pan jest tego najlepszym przykładem. W jaki sposób zachęciłby Pan inne osoby do odwiedzenia gabinetu?

TP: W Świeciu są panie, które są protetykami słuchu, są profesjonalnie przygotowane do funkcji, którą pełnią w firmie Audiofon - potrafią doradzić, pokażą, z jakiej technologii skorzystać i tutaj jest pełny profesjonalizm. Na pewno ci, którzy z ich pomocy skorzystają, dobrze na tym wyjdą.

A: Mając dziś pełną świadomość swojego ubytku słuchu i tego, jak pomagają Panu aparaty słuchowe, czy coś zmieniłby Pan w swojej drodze do ich założenia?

TP: Z tym doświadczeniem, jakie teraz mam, zrobiłbym to dużo wcześniej, a nie dopiero po chorobie, która mnie dotknęła ponad rok temu. Bo jestem przekonany, że ubytek miałem już wcześniej i powinienem był się nim wcześniej zająć. No ale stało się tak, jak się stało, i mleko się wylało - tego czasu się już nie cofnie. To na pewno był mój błąd, bo byłem przekonany, że ubytek był po prostu zgodny z PESEL-em, a tak nie było. I tu jest rada dla osób, które myślą, że dużo osób ma podobnie, że inni mówią niewyraźnie - jeżeli zauważymy symptomy, że albo dopytujemy, co ktoś powiedział, albo ktoś nam mówi bez ogródek „jesteś głuchy”, to należy skierować się na badanie słuchu i podjąć właściwą decyzję co do przyszłości.

A: Panie Tadeuszu, ślicznie dziękuję za naszą rozmowę i za to, że poświęcił nam Pan swój czas.

TP: A ja dziękuję za zaproszenie - będę się cieszył, jeśli ktoś uzna moje doświadczenia i rady za przydatne.

 


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.